Podziały polityczne w Polsce nie są czymś sztucznym. W znacznej mierze odzwierciedlają one autentyczne różnice w wartościach wyznawanych przez Polaków. Dane wskazują, że najważniejsza linia tego podziału ma charakter geograficzny. W dużym uproszczeniu, Polska północno-zachodnia jest bardziej progresywna, a Polska południowo-wschodnia – konserwatywna. (Jesteśmy przy tym oczywiście świadomi, że istnieją przy tym różne odcienie tego podziału, a w niektórych kwestiach różnice rozkładają się w inny sposób.)
Obecny, dalece scentralizowany ustrój Rzeczypospolitej sprawia, że zróżnicowanie poglądów pomiędzy poszczególnymi regionami przeradza się w konflikt dwóch obozów lub „plemion” prowadzony w logice skrajnej polaryzacji.
Wygrana w wyborach parlamentarnych, niemal zawsze minimalną różnicą głosów, daje zwycięzcy wszystko:
władzę ustawodawczą, dostęp do mediów publicznych, środki ze spółek skarbu państwa. Z perspektywy wyborcy jedyną szansą na uzyskanie jakiegokolwiek wpływu na sprawy kraju jest wsparcie jednego z dwóch zwalczających się głównych obozów.
W rezultacie utrwala się sytuacja, w której duża część Polaków nie czuje się we własnym państwie u siebie. Gdy północno-zachodnia Polska nieznacznie wygrywa wybory parlamentarne, konserwatywni Polacy czują się wykluczonym i poniżanym „ludem smoleńskim” czy „moherowymi beretami”. Gdy rezultat jest odwrotny, progresywni Polacy czują się stygmatyzowani jako zapatrzone w Zachód „lemingi” i „gorszy sort”.
Rywalizacja polityczna w ramach logiki dyskredytacji totalnej przeciwnika, czego elementem są rozłączne grona autorytetów obu politycznych plemion Polaków oraz odmienna interpretacja wydarzeń z dziejów Polski, w tym roli ważnych postaci historycznych, prowadzi do postrzegania polityki jako gry o sumie zerowej: zwycięstwo jednej połowy Polaków staje się przegraną tej drugiej połowy i odwrotnie.
Nasz pomysł to rozładowanie tej niszczącej Polskę logiki poprzez decentralizację.
Dotychczas decentralizowaliśmy – z powodzeniem! – rzeczy stosunkowo niekontrowersyjne, przysłowiowe „łatanie dziury w drodze”. Nasz pomysł to wykorzystanie cenionych przez obywateli samorządów do przejęcia odpowiedzialności za kwestie newralgiczne, dzielące nas. Gdy słyszymy, że Podkarpackie chce całkowicie zakazać aborcji a Gdańsk finansuje in vitro, brzmi to dla nas dziwnie lub nawet niepokojąco, bo przywykliśmy do centralizmu. Ale tego typu centralistyczna mentalność jest w dużej mierze spuścizną PRL, a alternatywne, oparte na decentralizacji podejście może być kluczem do zmniejszenia intensywności niszczącej nasz kraj wojny polsko-polskiej.
Podkreślmy: nasz pomysł nie oznacza, że Podkarpacie na zawsze pozostanie konserwatywne, a Gdańsk do grobowej deski liberalny.
W każdym województwie lewica, liberałowie, ludowcy i konserwatyści będą mogli ostro konkurować o głosy wyborców.
Różnica jest jedna: partia, która będzie mieć szczęście wygrania jednych wyborów nie będzie mogła z miejsca narzucić swojej wizji całemu krajowi. Politycy będą musieli się bardziej napracować i przekonać do swojej wizji i swoich wartości mieszkańców każdego z województw osobno.